#bBboV

Jestem w trakcie pisania książki. Chłopak zapytał, dlaczego nazwałam głównego bohatera Stefan, przecież jest tyle ładniejszych imion. Z poważną miną i ze łzami w oczach odparłam, że to imię wiele dla mnie znaczy, że miałam rok temu przyjaciela o tym imieniu, który zginął tragicznie i do dziś nie mogę pogodzić się z jego śmiercią.

Chłopakowi zrobiło się głupio, więcej nie poruszył tego tematu, nie wie też, że Stefan był żółwiem.

#HxfNW

Mój tata to był naprawdę świetny ojciec :)
Raz brałem udział w bójce w szkole podstawowej, bo jakiś patol próbował mnie gnębić, a że zawsze byłem dość duży i silny, to wygrałem. W konsekwencji mój ojciec został wezwany do dyrektorki na rozmowę. Pani dyrektor oczywiście zaczęła gadkę, że tak nie wolno i że obniżą mi ocenę z zachowania, na co mój starszy zadał jej tylko jedno pytanie: „Zaczął bójkę czy ją skończył?”.
I jako że nie ja zacząłem, to konsekwencje mnie ominęły :)

#7d7UL

W '99, mając 9 lat, przeprowadziłam się do małej wioski. W szkole miałam przerąbane, wszyscy byli już zgrani i znali się od zawsze, a ja byłam jakimś obcym. Dokuczano mi z powodu zawodu ojca, wyśmiewano, bito, smarkanie do czapki czy chowanie butów na zmianę to była codzienność. Mój tata nie był księdzem, śmieciarzem ani jakimś lekarzem zabijającym pacjentów. Był policjantem, a wioska pozostała mentalnie przy ZOMO i milicji. Na dodatek pracował w komisariacie w pobliżu, więc paru tatuśkom lub wujkom odebrał prawko lub był przy rodzinnych awanturach. Wstydziłam się zawodu ojca długo, bo oczywiście zaraz potem poszłam do gimnazjum, gdzie prym wiodły rapsy w stylu CHWDP. Cholernie się wstydziłam i oczywiście byłam jotpe na miliony procent. A potem po kolejnej przeprowadzce, do rodzinnej miejscowości mojego taty, okazało się, że już nikt na mnie krzywo nie patrzy, ludzie znają ojca jako syna tych i tych, chodził z nimi do szkoły, usłyszałam parę anegdot o nim i jego braciach i na szczęście dorosłam.
Co mnie w tej sytuacji boli? Że jak komuś ze szkoły ukradli rower czy telefon (wtedy rzadkość i miało je niewiele dzieciaków), to pierwsze co lecieli do mojego ojca i wtedy nie był już tym złym. Wtedy przez chwilę miałam spokój. A potem zaczynało się od nowa.
Przez to wszystko do dziś mam problemy z pewnością siebie, boję się odzywać, co zasłaniam byciem pyskatą i wredną oraz często mówię o sobie negatywnie – bo jak pierwsza powiem o sobie, że jestem głupia, to ktoś już mi tak nie powie, a jak nawet powie, to już brzmi inaczej.

#ea5gi

Moja luba ma dużo rodzeństwa, a większość jest młodsza od niej. Kiedyś, jadąc w moje rodzinne strony (drugi koniec Polski), zaproponowała, że zabierzemy najmłodsze z tej gromadki ze sobą, bo nigdy pociągiem nie jechał, bo nigdy nie był w tamtej części Polski, bo akurat są ferie, bo mam siostrzeńca w jego wieku, który też nałogowo rżnie w Minecrafta, bo będzie fajnie i w ogóle to pójdziemy z wujkiem Waldkiem na trampoliny poskakać, bo w pobliżu takich atrakcji dla dzieciaków nie ma...

I co na to moja „teściowa”, Matka Polka wielokrotnego użytku, wzór cnót wszelakich powiedziała w obecności swojego ośmioletniego syna, o którym była mowa? „A po co wy go chcecie na trampoliny zabierać? Przecież on skakać nie potrafi. Za gruby jest, żeby takie rzeczy robić”.

Pojechał, a na trampolinach się świetnie bawił. Matce słowem nie wspomniał, jak było na wycieczce.

#ouLGh

Nauczyłam kiedyś mojego psa podawać łapę. Na początku wyglądało to słodko; piesek pokazywał tę sztuczkę, a w zamian dostawał ode mnie nagrodę.

Teraz wydaje mi się, że trochę jednak przesadziłam. Nie chodzi tylko o to, że pies za każdym razem, gdy chce coś dostać, kładzie brudną łapę na moje spodnie.

Dzisiaj podał łapę obcemu psu, który na niego szczekał.

#LSiP4

Mój syn jako dzieciak był bardzo łasy na słodycze. Chcąc ograniczyć ich spożywanie i uniknąć przy tym zbędnych dram, wmawiałam mu, że jego ulubione cukierki NIMM 2 mają taką nazwę, bo można zjeść tylko dwa cukierki dziennie, gdyż mają witaminy (tak je reklamowali) i to działa jak leki. Wierzył w to wiele lat i był bardzo niezadowolony, gdy odkrył prawdę.
No cóż, przynajmniej uchroniłam go przed próchnicą.

#Omtkn

Nie lubię psów. Nie robię im krzywdy, ale zdecydowanie wolę, kiedy są dalej ode mnie. Najlepsze, że w moim domu zawsze były psy, które lubiłam, ale gdy burek sąsiada, który wiecznie biegał za bramą po polach, raz rzucił mi się do kostek, jak wracałam ze szkoły i pogryzł mnie do krwi, moja sympatia do tych zwierząt zgasła i nie powstała. Nie ufam tym zwierzętom do tego stopnia, że jak widzę, kiedy ktoś prowadzi psa na smyczy, to ja przechodzę na drugą stronę ulicy, bo się boję, że z tej smyczy się zerwie. Znajomym, którzy psy mają mówię, że mam alergię. Nauczyłam się nawet udawać przekonujące kichnięcia, kiedy ktoś na spotkanie towarzyskie przyjdzie z pupilem. Czemu nie powiem wprost o mojej traumie? Cóż, tak jak ludziom z depresją nie mówi się „inni mają gorzej”, tak komuś z psią traumą nie mówi się „ale mój Pimpuś nie gryzie” albo „ale jakbyś miała swojego, toby przeszło, to takie miłe, futrzane dzieci”. Słyszałam te teksty i podobne milion razy. Nie pomagają.

#HqK36

Minęło kilka lat od tego zdarzenia, ale wciąż mnie ściska, jak sobie o tym pomyślę, teraz już ze śmiechu ;)

Wybrałam się kiedyś ze znajomymi na miasto, w samym centrum poczułam, że naprawdę muszę szybko siku, rozejrzałam się i... jest! TOI TOI!
Wchodzę, robię siku, prostuję się, F*CK! Nie ma papieru! Torebka została ze znajomymi, którzy czekali na mnie pod tą budką. Stanęłam tyłem do drzwi i szukam po kieszeniach spodni choćby kawałka chusteczki, coś jest! Oparłam się o drzwi i JEB! Wyleciałam z gołą pupą na chodnik! Teatralnie wyleciałam jak z procy, ludzie wokół i moi znajomi przez sekundę zdębieli, żeby potem pokładać się ze śmiechu.

Ech... że też ja przez wszystko co mnie spotkało nie zamknęłam się jeszcze w sobie :)
Dodaj anonimowe wyznanie