#KHkhJ
Zaczęło się sielankowo, wręcz niewinnie – na wspólnej imprezie. Kiedy wszyscy wyszli, my zaczęliśmy się kochać. Ale tak, jak jeszcze nigdy z nikim, emocje, dreszcze i ekscytacja wirowały razem z nami. To była najpiękniejsza noc mojego życia.
Ja byłem wolny, na nic nie liczyłem. Ona – wręcz przeciwnie, zaręczona. I tutaj historia mogłaby skończyć się tym, że „obracałem zajętą” lub czymś podobnym. Ale sytuacja, uwierzcie mi proszę, była dużo bardziej pokręcona.
Przed tą nocą znaliśmy się wiele miesięcy, wiele miesięcy byliśmy przyjaciółmi. Bardzo bliskimi – ona opowiadała mi o wszystkim, ja jej ufałem całkowicie. Najczęściej opowiadała o swoim związku i o tym, jaka jest nieszczęśliwa. Jaka czuje się uwiązana, niedoceniona, zaniedbana. Że postanowiła to niebawem zakończyć, chce tylko znaleźć lepszą pracę, aby móc być niezależną. I ja w to wierzyłem, byłem przekonany, że tak się stanie. Zaczęło pojawiać się zauroczenie, uczucie. Czuć było, że z jej strony też – delikatne gesty, muśnięcia dłonią, natychmiastowe odpisywanie czy wysyłanie zdjęć z codziennego życia. Poczułem, że mam szansę, że muszę tylko poczekać... Ale nadeszła impreza. Emocje sięgnęły zenitu, rzuciliśmy się na siebie jak dwa wygłodniałe lwy. Było pięknie, cudownie, diabelnie sensualnie. Ta noc, ta godzina, na zawsze utknie w mojej pamięci.
No ale nadal... Była zaręczona.
Następnego dnia doszło do spokojnej rozmowy, ona wyznała, że teraz nie zostawi narzeczonego. Było czuć, jak bije jej serce, że mimo wszystko chce „ze mną”. I tak też się stało – przez kolejne trzy miesiące spotykaliśmy się wczesnym rankiem, nocami, kochaliśmy się i planowaliśmy to, co zrobimy w przyszłości.
Od niej słyszałem tylko „jeszcze nie jestem gotowa, ale wkrótce od niego odejdę”.
Ode mnie słyszała „zaczekam, ile będzie trzeba, jesteś tego warta”.
I pomijam już całą moralność, której w tym wszystkim nie było. Byłem szalenie zakochany, oddałbym za nią wszystko, chciałem, żeby była szczęśliwa.
Minęły trzy miesiące, ona przestała się interesować. Wiadomości przerzedziły się, spotkania zniknęły. Poinformowała mnie, że więcej nie możemy się spotykać. Że nie wyklucza przyszłości, ale teraz to koniec. Załamałem się. Poczułem się wykorzystany, ufając jej tak bardzo. Zrozumiałem, że byłem zabawką, że chodziło tylko o seks i zaspokojenie potrzeb.
Minął rok. Jej facet się dowiedział, ona wszędzie mnie zablokowała. Nie wiem, co u niej. Z jednej strony nie mogę jej wybaczyć, wciąż noszę w sobie ból, żal. Ale w głębi nadal ją kocham, wracam do jej zdjęć i wiadomości. Żyję w takiej aurze i męczę się, bo wiem, że to już nie wróci.
Szanujcie się, bo ja się nie szanowałem.
Tak kończy się puszczalstwo. Deal with it.
Ale to ona się puściła ;)
i mam nadzieje, ze chlop ja zostawil
A on się dołożył do zdrady, więc jest współwinny :) jak się wie, że ktoś jest zajęty to się nie pcha
no tak, choc najbardziej winna jest ona, bo zdradzila
ale pchanie sie w cudze zwiazki z pelna wiedza tez jest slabe
Nie chciałbyś jej. Któregoś dnia będąc z nią w związku dowiedział bys się ze wszyscy Twoi znajomi ja rżnęli. To historia mojego kumpla. Jednego dnia stracił „wybrankę serca” i „przyjaciol”. A tak sie cieszył ze wybrała jego a nie narzeczonego. Ale apel właściwy - nie wchodźcie w czyjś związek bo to brak szacunku do samego siebie. W 99% skończycie jako wór na spermę albo głupi kołek.
mam nadzieje, ze ja zostawil
masz racje, wykorzystala cie oraz oszukiwala swojego narzeczonego
inna rzecz, ze nie wiem jaki fikolek intelektualny zachodzi w ludzkim mozgu, ze maja nadzieje, ze ich taki zdradzajacy partner jednak zdradzal nie bedzie nawet jesli beda razem
Jej facet się dowiedział i co ? Zatkało go i stoi jak trąba?
Tyle dobrego że facet tej panny ją pogonił